Łysienie plackowate, inaczej określane jako alopecja, nie boli i nie swędzi. Powoduje jednak utratę włosów, a ich brak jest stygmatyzujący. Większość pacjentów, bo nawet 70 proc., zapada na tę chorobę przed 20 rokiem życia. Początek choroby często poprzedza doświadczenie silnego stresu – dlaczego tak się dzieje? Czy chorobę można skutecznie leczyć? – o tym, w podcaście „Długo i szczęśliwie”, rozmawiam z prof. Lidią Rudnicką, specjalistką dermatologii.
Posłuchaj także: Żeby włos nam nie spadł z głowy. Czy włosy też się starzeją?
Transkrypcja
Dziś zacznę filmowo. Nie wiem, czy Państwo pamiętacie rozdanie Oscarów w 2023 roku. Ta gala przejdzie do historii z powodu wydarzenia, które ją zakłóciło. Kevin Hart, gospodarz gali, zażartował z żony Willa Smitha. Był to żart mało wybredny, bo dotyczył choroby, z którą Giada Pinkett Smith się zmaga od lat: łysienia plackowatego, zwanego inaczej alopecją. Will Smith zareagował gwałtownie: wyszedł na scenę i uderzył Harta. W efekcie o alopecji zrobiło się głośno na całym świecie. Postanowiłam zgłębić temat, a pomoże mi w tym mój dzisiejszy gość, niezawodna Pani Profesor Lidia Rudnicka, która o włosach wie wszystko – do tego stopnia, że jest prezesem Polskiego Towarzystwa Dermatologii Włosów. Dzień dobry Pani Profesor.
Choć o zdrowiu piszę od ponad 20 lat, to przed aferą hollywoodzką o łysieniu plackowatym nie słyszałam. I pewnie wielu naszych słuchaczy też nie.
Tak, to prawda. Nie bez powodu mówi się, że osoby z łysieniem plackowatym są mistrzami kamuflażu, bo bardzo sprawnie ukrywają obszary pozbawione włosów.
Łysienie plackowate polega na wypadaniu włosów. Mogą one wypaść z ogniska o wielkości 2 czy 5 cm, ale równie dobrze mogą wypadać z całej skóry głowy. To jest duży problem i to nie tylko estetyczny: są badania, które pokazały, że 62% osób z łysieniem plackowatym podejmuje decyzję o ograniczeniu aktywności w życiu prywatnym czy zawodowym tylko i wyłącznie z powodu choroby.
Biorąc to pod uwagę, nie mam wątpliwości, że zachowanie prowadzącego galę oscarową było zdecydowanie nie ma miejscu.
Wspomniała Pani o słowie alopecja. Pochodzi z łaciny i oznacza łysienie – nie tylko plackowate. Jeśli wpisze Pani to słowo do wyszukiwarki, to w wynikach pojawi się szersze spektrum chorób. My, lekarze, staramy się używać określenia „łysienie plackowate”, by nie było wątpliwości, co mamy na myśli.
Myślę, że dorośli ukrywają brak włosów pod perukami, ale gorzej jest w przypadku dzieci. 70% pacjentów zaczyna chorować przed 20. rokiem życia. Ciężko mi sobie wyobrazić, z czym taki dzieciak, któremu włosy zaczynają trwale wypadać w podstawówce, zmaga się. Może próbować kamuflować braki poprzez zakładanie czapki czy chustki, ale szybko pojawią się pytania rówieśników i ich docinki.
W przypadku choroby skóry wystarczy założyć bluzkę i nikt się nie zorientuje, że na plecach lub klatce piersiowej pojawiły się zmiany. Przy utracie włosów jest inaczej – dużo trudniej o „naturalne” ukrycie problemu. Wszyscy wiemy, że dzieci są szczere, czasami do bólu, i bywa tak, że osoby z łysieniem plackowatym mogą być obiektem agresji rówieśniczej. Tak jak pani powiedziała, osoby poniżej 18. roku życia bardzo często chorują na tę chorobę, ale równie dobrze może się ona rozpocząć u schyłku życia. Nie ma więc „bezpiecznego wieku”, który może nas uchronić przed łysieniem.
Nie znamy dnia ani godziny, tak to jest z tymi chorobami.
Żeby nie brzmiało to tak przerażająco, uspokoję: raz w życiu z łysieniem plackowatym zetknie się 2% populacji, więc 98% z nas nie będzie miało takiego problemu. Niemniej jednak warto powiedzieć, że jeżeli jedna osoba w rodzinie choruje na łysienie plackowate, to choruje cała rodzina. Szczególnie jeżeli to jest dziecko.
Czytałam, że bardzo często pierwszy epizod łysienia plackowatego poprzedza jakiś silny stres. W przypadku dzieci to np. pojawienie się młodszego rodzeństwa. Dziś pamiętam, jak moi rodzice przynieśli do domu moją nowonarodzoną siostrę. Miałam wtedy 3 lata. Co prawda nie zaczęłam mieć problemów z włosami, ale pojawiły się inne. Innym stresującym momentem w życiu był rozwód rodziców. Jak stres wpływa na wypadanie włosów?
Ten mechanizm nie jest w pełni zidentyfikowany. Istotnie, część osób choruje w wyniku przeżycia stresującej sytuacji – obserwowaliśmy to w okresie epidemii Covid-19. Zwiększone grono pacjentów, którzy doświadczyli wypadania włosów, tłumaczono nie samą chorobą, a narastającą atmosferą stresu. Zwłaszcza początek pandemii obfitował w dużą niepewność, notowano wiele zgonów, pojawiały się ograniczające nasze swobody regulacje.
To wygenerowało potężny stres, który między innymi był czynnikiem indukującym łysienie plackowate. Czynnikami powodującymi tak silne wypadanie włosów może też duża infekcja, poważna choroba, ale też u wielu osób włosy zaczynają wypadać bez jakiegoś uchwytnego powodu. Tu nie ma reguły.
Mówimy o chorobie autoimmunologicznej, czyli takiej, u podłoża której leżą procesy sprawiające, że organizm atakuje sam siebie, w takim dużym uproszczeniu oczywiście. Tutaj celem ataku stają się mieszki włosowe.
Dokładnie tak jest. Organizm zaczyna wytwarzać substancje czy komórki, które niszczą mieszki włosowe i włosy. Zahamowują wzrost włosa, w związku z czym włosy stają się coraz cieńsze, łamią się. Dlatego osoby z łysieniem plackowatym zazwyczaj widzą wiele nie tyle wypadających, co ułamanych włosów.
Gdzie i kiedy szukać pomocy, jeżeli zauważymy, że nam albo naszemu dziecku włosy zaczęły się łamać, wypadać?
To nie jest nasze pierwsze spotkanie w audycji pani Redaktor, więc powtórzę to, o czym już mówiłam: jest kilkaset różnych przyczyn wypadania włosów. Również łysienie plackowate jest tylko jedną z tych chorób. Jeżeli już mamy jakikolwiek problem z włosami, w szczególności gdy obserwujemy, że one wypadają albo mamy ich na głowie coraz mniej, powinniśmy się wybrać do dermatologa. I tu chciałam powiedzieć o dwóch rzeczach.
W dermatologii istnieją specjalizacje i wybierając lekarza, warto upewnić się, że specjalizuje się on w leczeniu chorób włosów, ich wypadaniu. A co się tyczy tego, kiedy się do lekarza wybrać, to nie ma takiej zasady. Jeżeli zobaczymy na skórze głowy ognisko bez włosów, to bierzemy telefon i umawiamy się do dermatologa tak szybko, jak to możliwe. Natomiast jeżeli mamy wrażenie, że nam wypada trochę więcej włosów niż do tej pory, a przeszliśmy jakąś chorobę, ciążę, to warto odczekać jakieś trzy miesiące, by zobaczyć, czy nadmierne wypadanie włosów samo się nie znormalizuje.
Pani profesor, czasami widzimy gdzieś w przestrzeni publicznej reklamy takich osób, które określają się jako trycholodzy, specjaliści od włosów. Czy do takiej osoby też można pójść z problemem właśnie łysienia plackowatego lub innego nadmiernego wypadania włosów?
Z definicji trycholodzy to dermatolodzy specjalizujący się w chorobach włosów. Tyle że z tytułu tego korzystają też osoby bez wykształcenia medycznego, które nie mają uprawnień do wypisywania recept, więc nie będą w stanie pomóc w sprawach łysienia plackowatego. Tak że zawsze w takiej sytuacji wybieramy się do dermatologa.
A wcześniej pewnie do lekarza rodzinnego, który takie skierowanie może do dermatologa wystawić.
Tak, jeśli ma to być wizyta „na NFZ”. Czasami już lekarz pierwszego kontaktu będzie w stanie nam pomóc na pierwszym etapie i postawić diagnozę – bo miejmy świadomość, że łysienie może być objawem bardzo wielu chorób, w tym poważnych i zagrażających życiu, takich jak nowotwory, toczeń, zaburzenia czynności tarczycy.
Diagnostyka jest skomplikowana w przypadku podejrzenia łysienia plackowatego. Czego się spodziewać w gabinecie dermatologicznym, jak pacjent idzie do lekarza z obawą, że właśnie rozpoczęło się u niego łysienie plackowate?
Akurat w przypadku łysienia plackowatego to nie jest trudne. Napisaliśmy rekomendacje europejskie dotyczące diagnostyki leczenia łysienia plackowatego i tam sformułowaliśmy to w ten sposób, że jeżeli na podstawie obrazu klinicznego jest podejrzenie łysienia plackowatego, to wystarczy trichoskopia. Trichoskopia to nieinwazyjne badanie, które trochę przypomina badanie USG. Większość dermatologów ma w gabinecie narzędzie, za pomocą którego można ją przeprowadzić.
Jeśli potwierdzimy trichoskopią, że to jest łysienie plackowate, możemy od razu przystępować do leczenia – prawie tego samego dnia. Zaraz powiem, dlaczego „prawie”. Bywa i tak, że nawet pomimo tych dwóch badań nie mamy pewności, czy jest to łysienie plackowate, a po drugie podejrzewamy, że nakładają się dwie choroby: łysienie plackowate i inna przyczyna łysienia. W takiej sytuacji musimy leczyć obydwie przyczyny. Czasami wtedy wykonujemy biopsję do badania histologicznego, zlecamy wiele badań krwi. Lista badań będzie też zależała od tego, jakie leczenie planujemy dla pacjenta.
W większości przypadków zastosujemy leczenie ogólne, a prawie każde leczenie ogólne wymaga wykluczenia przeciwwskazań, czyli musimy stwierdzić, że pacjent nie ma chorób, które uniemożliwiają zdrożenie określonego leczenia.
Czy da się tę chorobę wyleczyć? Krótko mówiąc, czy da się z łysieniem plackowatym wygrać?
Krótka i łatwa odpowiedź brzmi „tak”, natomiast jeżeli tę odpowiedź rozbudujemy, to można powiedzieć, że jeśli ktoś raz w życiu miał epizod łysienia plackowatego, to ono kiedyś powróci: może po kilkunastu latach, ale powróci.
W większości przypadków łysienie jest jednak chorobą przewlekłą, która, w braku zastosowania odpowiedniego leczenia, będzie się pogłębiała. W około 15% przypadków dochodzi do całkowitego wypadnięcia włosów. W najbardziej skrajnych sytuacjach mogą wypaść brwi i rzęsy, które pełnią w organizmie bardzo ważną funkcję: chronią oczy przed różnymi czynnikami zewnętrznymi.
Nie doceniamy też znaczenia włosów w przedsionku nosa. Niektórzy nawet je usuwają, a przecież chronią przed infekcjami, alergenami i substancjami z zewnątrz.
Jak wspomniałam, w najbardziej ekstremalnych sytuacjach dochodzi do wypadnięcia wszystkich włosów. Nie wiemy, z jakiego powodu te ogniska robią się większe albo mniejsze. I jeżeli zadać sobie pytanie, jak długo trwa choroba – to powiedziałabym, że długo. Zadajemy sobie pytania, jak długo trwać będą inne choroby przewlekłe jak nadciśnienie albo cukrzyca, bo nie ma narzędzi, które całkowicie je u każdego wyeliminują. Podobnie jest z łysinie plackowatym.
Mamy natomiast coraz więcej narzędzi mamy do tego, żeby pacjentów z łysinie plackowatym skutecznie leczyć, przy czym to leczenie musi być wystarczająco długie, żeby nie doszło do ponownego wypadnięcia włosów.
Chciałabym wrócić do tego, co Pani powiedziała wcześniej: że łysienie plackowate może być manifestacją innych chorób i zaburzeń. Widzimy efekt choroby – wypadają włosy, ale choruje cały organizm.
Dokładnie tak jest. Łysienie to wierzchołek góry lodowej, nie widzimy przyczyn. U każdej osoby z łysieniem plackowatym w krwi zobaczymy istotnie podwyższone parametry stanu zapalnego. To nie pozostaje bez wpływu na zdrowie ogólne, dlatego że taki stan zapalny utrzymujący się przez wiele miesięcy lub wiele lat powoduje, że dochodzi do uszkodzenia tzw. komórek śródbłonka, które są ważne dla układu krążenia.
U osób, które mają szczególnie długo utrzymujące się i nasilone łysienie plackowate, dochodzi do różnych zaburzeń ogólnoustrojowych, w tym do zwiększonego ryzyka rozwoju różnych chorób układu krążenia. Stwierdzono również, że osoby te częściej mają problem z zespołem metabolicznym i innymi chorobami. Dyskusja na temat mechanizmu powstawania problemów ze zdrowiem pozostaje otwarta: do niedawna jeną z niewielu metod leczenia łysienia plackowatego było stosowanie glikokortykosteroidów, które powszechnie nazywane są sterydami. Sterydy mogą niestety powodować zaburzenia lipidowe, cukrzycę, nadwagę dawać inne niepożądane skutki.
Taka broń obosieczna.
Tak, bo z jednej strony sterydy pomagają chorym, a z drugiej mogą powodować skutki uboczne. Na szczęście powoli odchodzi się od glikokortykosteroidów w leczeniu łysienia plackowatego. Mamy teraz do wyboru więcej leków.
Pewnie jakieś nowe opcje terapeutyczne też są na horyzoncie.
Rozmawiamy w grudniu 2023 roku. Wkrótce do leczenia mają trafić leki nazywane inhibitorami. Mają one bardzo dużo zalet i myślę, że staną się przełomem w leczeniu łysienia plackowatego. Niestety na tę chwilę nie są refundowane i jeśli weźmiemy pod uwagę czas leczenia, to będzie to bardzo duży wydatek dla pacjenta.
Drugą rzeczą, o której warto wiedzieć w kontekście tych leków jest to, że nie u każdej osoby okażą się one skuteczne. Nie wiemy jeszcze w tej chwili jak wytypować osoby, które mają dużą szansę na odrost włosów i na wyleczenie po stosowaniu tych leków. Wydaje się (w pewnym uproszczeniu), że im krócej się choruje i im mniejszym jest ubytek, tym szansa na odrost jest większa. Niedawno opublikowano wyniki badania, z którego wynika, że jeżeli się utraciło ze skóry głowy do 94% włosów, to wtedy szansa na odrost jest większa, a jeżeli to jest między 95 a 100, to szanse spadają.
W związku z tym można powiedzieć, że średnio pełny albo prawie pełny odrost włosów może nastąpić, i mówię to w przybliżeniu, w około 60% przypadków.
Przytoczona na początku naszej rozmowy Jada Pinkett Smith opowiadała o nowej terapii, której została poddana. Kto wie, może to były te leki, o których już dzisiaj rozmawiałam, ale już nie będziemy głębiej wchodzić w ten temat.
Oglądałam jej zdjęcia i mam wrażenie, że zrobiła tak zwaną mikropigmentację. Polega to na zrobieniu na skórze głowy małych, ciemnych punkcików, które sprawiają wrażenie, że włosy zostały ogolone, a nie że wypadły. Niektórzy stosują taką metodę (częściej mężczyźni niż kobiety). Nie jest to leczenie, ale może dać dobry efekt estetyczny.
W podsumowaniu naszej rozmowy chciałabym podkreślić, jak ważne jest poczucie własnej wartości. Z przyjemnością obserwuję na Instagramie czy w innych mediach społecznościowych osoby, które nie wstydzą się tego, że nie mają włosów i czują się atrakcyjne pomimo ich braku. Poczucie własnej wartości nie zależy od tego, czy włosy odrosną za miesiąc, rok czy może wcale.
Czytaj też:
Wypadanie włosów – kiedy zacząć się martwić i skonsultować z dermatologiem?