Wyobraź sobie, że ładujesz telefon tylko do 15%. Działa, ale ciągle zerkasz na baterię. Tyle że tu nie chodzi o smartfona, tylko o Twoje zdrowie. A witamina D to ten poziom naładowania, który mówi organizmowi: „jest dobrze, możesz działać”. Tylko… ile to właściwie jest?
Z jednej strony słyszymy, że wystarczy 30 ng/mL. Z drugiej – internet kipi od głosów: „50 to minimum”, „w chorobach autoimmunologicznych to najlepiej 70+”. W aptekach: witamina D 1000, 2000, 4000, 10 000 jednostek. Suplementuj, ale nie przesadzaj. Badaj, ale nie za często. Trzymaj poziom, ale… który dokładnie?
Witamina D – badania
Właśnie dlatego najnowsze podsumowanie metaanalizy (link na końcu) jest takie ważne. To nie jest kolejna opinia z forum, tylko ogromny przegląd badań, który mówi jasno: w połowie przypadków najniższe ryzyko chorób obserwowano przy poziomie… około 30 ng/mL.
A jeśli chodzi o metabolizm (czyli serce tematu dla ponad 5 milionów Polaków ze stanem przedcukrzycowym) – to optimum przesuwa się do 40–45 ng/mL. I to ma sens. W jednym z badań osoby z takim poziomem witaminy D miały o 62% mniejsze ryzyko rozwinięcia cukrzycy w porównaniu do tych, którzy balansowali między 20 a 30 ng/mL. Robi wrażenie?
No właśnie. A teraz weź głęboki wdech i przeczytaj jeszcze raz: 62% mniej cukrzycy tylko przez to, że masz poziom 40 zamiast 25.
Obejrzyj też: Cukrzyca – wyzwania i rozwiązania.
Czy warto mierzyć się z rzeczywistością?
Z metaanalizy płynie jeszcze jeden ważny wniosek: nie ma sensownych dowodów na to, że poziom powyżej 50 ng/mL daje jakiekolwiek dodatkowe korzyści. Nawet w chorobach autoimmunologicznych. Nie znaczy to, że takie poziomy szkodzą – po prostu nie mamy danych, które by potwierdzały, że są potrzebne. Być może dlatego, że niewiele osób w ogóle tam dociera.
A teraz gwóźdź do trumny tej „świadomości” społecznej: mimo trąbienia o suplementacji z każdej lodówki, globalnie 75% ludzi ma poziom witaminy D poniżej 30 ng/mL. Trzy czwarte świata chodzi z rozładowanym zdrowiem.
OK, to co robić?
Oto plan minimum – prosto, konkretnie i bez lania wody.
Celuj w 40 ng/mL – to bezpieczny środek widełek (30–50 ng/mL), zgodny z wytycznymi i przy okazji zbieżny z korzyściami metabolicznymi.
Nie wariuj z badaniami – nie musisz sprawdzać poziomu co 3 miesiące. Jeśli nie należysz do grupy ryzyka, raz na rok wystarczy.
Suplementuj regularnie – codziennie 2000 IU (albo 4000 IU przy nadwadze) sprawdza się u większości dorosłych.
Masz problem z regularnością? Wybierz tygodniową dawkę 14 000 IU. Lepiej raz na tydzień niż „kiedyś znowu zacznę”.
Bierz z posiłkiem – tłuszcz ułatwia wchłanianie, ale wystarczy kilka orzechów, pół awokado albo plaster sera. To nie musi być schabowy w panierce.
Nie kombinuj z lekami na receptę – zwykła witamina D z apteki działa, kosztuje grosze i robi robotę.
Suplementuj cały rok – serio, nie żyjemy już w czasach, gdy „wiosną i latem to nie trzeba”. Skala niedoborów mówi sama za siebie.
A jeśli jesteś trenerem, dietetykiem, lekarzem czy po prostu dbasz o bliskich – przypominaj im o tej małej kapsułce. To nie jest drogi lek. To może być tanie życie bez powikłań.
Nie dajmy się zwariować. Witamina D nie jest cudownym lekiem na wszystko, ale jest cholernie ważna.
Trzymaj poziom 40 ng/mL i odhacz to z głowy. Nie musisz być herosem, który ładuje się do 70, żeby „zoptymalizować funkcjonowanie mitochondriów”. Zostaw to influencerom. Ty po prostu zadbaj o siebie.
Link do publikacji: https://pmc.ncbi.nlm.nih.gov/articles/PMC12029153/