Polska kontra HCV, czyli cichy zabójca pod lupą

HCV to nazwa wirusa, który atakuje wątrobę. Powoduje wirusowe zapalenie wątroby typu C, wywołuje stan zapalny tego narządu, a potem jego zwłóknienie. Końcowym etapem procesu włóknienia jest marskość wątroby, niewydolność, rozwój raka wątrobowokomórkowego (HCC). Powikłania mogą prowadzić do śmierci.

Wirus HCV – cichy zabójca

HCV (z jęz. ang. Hepatitis C Virus) w medycynie jest stosunkowo nowym odkryciem, gdyż naukowcy zidentyfikowali go w 1989 r. Wiele lat
później, bo dopiero w 2020 r., Harvey James Alter i Charles Moen Rice z USA oraz Michael Houghton z Wielkiej Brytanii za swoje dokonanie zostali
uhonorowani nagrodą Nobla. HCV ma kulisty kształt i mierzy zaledwie ok. 30-60 nanometrów. Jego budowa jest prosta, składa się w zasadzie
z dwóch elementów: materiału genetycznego i otoczki. Często nazywa się go „cichym zabójcą”.

– W początkowej fazie zakażenia u większości pacjentów objawów choroby wątroby nie widać, gdyż zakażenie przebiega albo bezobjawowo, albo
objawy są niecharakterystyczne. Często jedyną oznaką jest uczucie zmęczenia. Chory skarży się wtedy: „jestem wciąż zmęczony, odczuwam niechęć do jakiejkolwiek aktywności, brak mi chęci do życia”. Bywają też objawy niespecyficzne. To niestrawności ze strony przewodu pokarmowego, bóle stawów i inne manifestacje pozawątrobowe, m.in. zmiany skórne. Bywa, że zakażony wirusem HCV pacjent może mieć stosunkowo zdrową wątrobę, ale za to zmagać się z zapaleniem stawów czy zmianami nowotworowymi, na przykład chłoniakiem. Zdarzają się choroby układu sercowo-naczyniowego. Bo nie tylko wątroba jest ofiarą wirusa HCV, może on atakować również inne narządy, inne tkanki. Lekarze powinni być więc szczególnie wyczuleni i zalecać test na HCV. Szukają przyczyn złego samopoczucia pacjenta, a tymczasem okazuje się, że to „tylko” HCV– tłumaczy prof. Tomasiewicz.

„Złapać” wirusa na wczesnym etapie

Chorobę wątroby na skutek zakażenia wirusem HCV często widać wyraźnie dopiero na etapie, gdy rozwinie się już marskośći jej powikłania. Powłoki skórne są zażółcone, następuje narastanie obwodu brzucha, pojawia się wodobrzusze i obrzęki nóg, a powiększona śledziona daje uczucie
ciężkości – wylicza hepatolog i podkreśla, że współczesna medycyna już potrafi wyeliminować wirusa, i to razem ze zmianami zapalnymi.
– Zapalenie wątroby typu C jest pierwszą zakaźną i przewlekłą chorobą w pełni wyleczalną. Oczywiście pod warunkiem, że rozpoznamy ją
na odpowiednim etapie i wdrożymy natychmiastową terapię. Mamy bardzo dobry program lekowy w ramach NFZ, świadczenie jest zagwarantowane przez Ministerstwo Zdrowia, więc każda osoba ubezpieczona może z niego korzystać. Terapia trwa od 8 do 12 tygodni, polega na
przyjmowaniu tabletek i jest w pełni bezpieczna – zaznacza prof. Tomasiewicz.
Diagnostyka polega na badaniach w kierunku przeciwciał. Jeżeli są dodatnie, pacjent trafia do poradni chorób zakaźnych lub poradni hepatologicznej, gdzie potwierdzany jest status zakażenia przy pomocy badania genetycznego HCV-RNA. Jeżeli wynik jest dodatni, rozpoczynane jest leczenie przeciwwirusowe.
– Jeśli leczenie zaczniemy na początkowym etapie zakażenia, to nawet gdy włóknienie jest już obecne, ale nie ma marskości wątroby, to pacjent ma olbrzymią szansę, żeby zregenerować wątrobę i wrócić do pełni zdrowia. Natomiast jeśli jest zaawansowana marskość, to mimo pozbycia się wirusa, poprawy możemy nie uzyskać. I dlatego wczesne wykrywanie wirusa jest tak ważne, trzeba bezwzględnie zrobić ten pierwszy krok – tłumaczy hepatolog.

Trzeba testować się profilaktycznie!

– Niestety, w Polsce nie ma tak powszechnych badań przesiewowych, jak w innych krajach. To poważne niedopatrzenie. Jako specjaliści wielokrotnie zgłaszaliśmy propozycje programu eliminacji HCV kolejnym ekipom ministerialnym, ale nigdy nie trafiały one na podatny grunt, nie przekonywały urzędników. Wynika to z lekceważącego podejścia do wirusa, z braku świadomości powagi sprawy. Brakuje dobrej woli – ubolewa prof. Tomasiewicz.

– A przecież nie jest to kosztowna sprawa, nie obciąża nadmiernie budżetu. Zyskać natomiast można wiele – zaznacza.

Specjalista podkreśla, że badania przesiewowe są wykonywane, ale zbyt rzadko i incydentalnie: na koncertach, spotkaniach, w klubach, sanatoriach.

Jedna z akcji testowania objęła pracowników i wychowanków Zakładów Poprawczych i Schronisk dla Nieletnich, a także funkcjonariuszy
i pracowników Służby Więziennej. Testowano w kierunku wirusa HCV pacjentów psychiatrycznych.

– Dopiero od 2024 roku testujemy w kierunku wirusa HCV więźniów, bo od wielu lat postulowaliśmy, by zająć się tą grupą docelową. Próbujemy dotrzeć do pacjentów, którzy są hospitalizowani w różnych oddziałach po to, abyśmy mogli jednak jak najwięcej potencjalnie zakażonych pacjentów zidentyfikować. Lekarze rodzinni mają możliwość zlecenia badań w tym kierunku, ale robią to sporadycznie i w niewielkiej ilości przypadków, bo kilkudziesięciu, może kilkunastu tysięcy rocznie. A powinno się ich robić ok. 2 mln rocznie! Po to, żeby móc wykryć osoby, które są zakażone i wymagają pomocy medycznej – tłumaczy specjalista i przekonuje, że tę niemoc trzeba wreszcie przełamać.

– W wielu krajach, często dużo biedniejszych od Polski, udało się to zrobić. To się opłaca. Bo koszty związane z późniejszym leczeniem marskości, przeszczepieniami wątroby, leczeniem nowotworów są olbrzymie – dodaje.

Nie wiedzą, że są zakażeni. Zarażają innych

Warto przypomnieć, że w 2016 r. Polska, wspólnie ze 193 innymi państwami, przyjęła na Światowym Zgromadzeniu Zdrowia WHO globalną
strategię dotyczącą wirusowego zapalenia wątroby. Celem przedsięwzięcia jest eliminacja wirusowego zapalenia wątroby typu B i C do
2030 roku.

– Jednak szanse, że uda się tego dokonać w czasie 5 najbliższych lat, są niewielkie. Więc musimy zacząć działać. W przeciwnym wypadku nie uporamy się z wirusem HCV nawet i do 2050 roku – przestrzega prof. Tomasiewicz.

W Polsce wciąż jest ponad 100 tys., a prawdopodobnie nawet 140 tys. osób żyjących z zakażeniem HCV.

– Pamiętajmy jednak o tym, że istnieje olbrzymia populacja osób nieświadomych zakażenia. Nie mają pojęcia o tym, że noszą w sobie wirusa. Nie
wiedzą, że chorują. Straszne jest to, że mamy świetne leki, a ja widzę młodego, 30– letniego człowieka, o którym wiem, że leczenie u niego rozpoczynamy o wiele za późno. Tylko dlatego, że się wcześniej nie przetestował? I cały czas stanowił źródło kolejnych zakażeń, był zagrożeniem epidemiologicznym dla innych. Dzięki testowaniu można przerwać transmisję wirusa, osiągnąć ten cel epidemiologiczny – analizuje prof. Tomasiewicz.

Ryzykowne narkotyki i niektóre zachowania seksualne

– Wiemy, że w dzisiejszych czasach mniej mamy osób uzależnionych od tych dożylnych środków narkotycznych, kiedy w użyciu jest strzykawka
i przerwanie ciągłości skóry. Ale pamiętajmy o tym, że zakazić się można także przy donosowym przyjmowaniu środków psychoaktywnych. Generalnie przyjmowanie jakichkolwiek środków odurzających sprzyja zakażeniu poprzez indukowanie ryzykownych zachowań. Również niektóre zachowania seksualne mogą się przyczynić do zakażenia. Na pewno mniejszym niż to przy przerwaniu ciągłości skóry, ale może się zdarzyć. Czynników ryzyka jest więc sporo – zauważa prof. Tomasiewicz.

Z analiz ekspertów wynika, że są dwa szczyty zachorowań. Pierwszy u osób ok. 65 roku życia, które zaraziły się przed laty, między innymi
w trakcie zabiegów medycznych. Drugi szczyt to osoby w wieku ok. 30– 40 lat. Właśnie u nich występuje spora szansa na to, że mogło
dojść do transmisji wirusa w wyniku innych niż medyczne dróg.

– Mamy bardzo dużo młodych pacjentów, którzy trafiają do nas z zaawansowaną chorobą wątroby – mówi specjalista. Wynika to z natury choroby. Jak wyjaśnia prof. Tomasiewicz, czasem można funkcjonować z wirusem bardzo długo i doznać przy tym niewielkich uszkodzeń wątroby.

– Ale może nastąpić tzw. szybka ścieżka progresji i w ciągu 5-7 lat dochodzi do marskości. Nigdy nie wiemy, jaką drogą choroba będzie u pacjenta szła. Dziś badanie na obecność przeciwciał anty-HCV może uratować życie. Byłoby wskazane, aby każdy choć raz w życiu je wykonał. Dlatego apeluję: porozmawiaj ze swoim lekarzem POZ, żeby zlecił wykonanie takiego badania. Warto też zachęcić do tego swoich bliskich. Nie ma się czego bać – zapewnia prof. Tomasiewicz.
25 kwietnia Pałac Kultury i Nauki został podświetlony na kolor fioletowy – to symbol walki z wirusowym zapaleniem wątroby typu C (HCV). To gest
solidarności z osobami dotkniętymi HCV oraz wyraz zaangażowania w działania na rzecz eliminacji tej choroby w Polsce i na świecie.
Podświetlenie Pałacu towarzyszy międzynarodowej konferencji Polish Liver Summit 2025, organizowanej przez Polskie Towarzystwo Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych oraz Polską Grupę Ekspertów Hepatologii.

Konferencja Polish Liver Summit odbywa się pod Patronatem Ministerstwa Zdrowia oraz Patronatem Prezydencji Polski w Radzie Europejskiej, co
podkreśla, jak ważna jest wspólna walka o zdrowie publiczne.

Oprac. ET

Zobacz także: HBV – wysoce zakaźny i odporny wirus

Chcesz udostępnić nasz artykuł ?

Wystarczy, że podasz źródło: szczesliwie.pl